Z panteonu złotoryjskich biegaczy - Strażak z pasją
Nie sposób nie zacząć od gratulacji i pytania co robiłeś ostatnio Paryżu?
Startowałem w Mistrzostwach Europy w Półmaratonie (21 km i 97,5 metra) Strażaków. Zająłem 3 miejsce indywidualnie, a drużynowo jako reprezentacja Polski 1 miejsce, przed Hiszpanami i Portugalczykami, następni byli Francuzi i Włosi. Wygrał Polak Damian Pieterczyk z Kętrzyna – kolega z reprezentacji. Trzy tygodnie wcześniej wygrałem z nim na Mistrzostwach Polski Strażaków w Rakoniewicach na 10 km – słynna „Dycha Drzymały” z czasem 32 min 20 s – byłem bardzo zadowolony. Wynik z Paryża (1 godz. 11 min 26 s) to moja oficjalna „życiówka” w półmaratonie. Lepiej pobiegłem kiedyś w Jeleniej Górze, ale tego nie uznaję, bo tam sporo brakowało. W Paryżu trasa była atestowana, poprawiłem wynik o 55 sekund w stosunku do zeszłego roku i pięknie zakończyłem sezon. Od powrotu (trzy dni) jeszcze nie biegałem. Dzisiaj mam ochotę pobiegać, ale całkowicie dla przyjemności. Zobaczyć „moje” zwierzaki: sarny, jelenie, dziki. Obcować z przyrodą, już bez ciśnienia, bez presji, biec tylko dla siebie, myślami być gdzie indziej.
Jak zaczęła się Twoja przygoda z bieganiem?
Pierwszy raz wystartowałem we wrześniu 2007 w ogólnopolskim biegu służb mundurowych na 10 km w Guchołazach. Od tamtej pory co roku tam biegam. Wtedy ukończyłem bieg z czasem 38 minut ,a teraz biegam średnio poniżej 33. W tym roku udało mi się nawet wygrać. Mam sentyment do tego miejsca, bo tam się wszystko zaczęło.
Twoje wyniki są naprawdę imponujące, jak na kogoś kto zaczynał w wieku 27 lat. Robiłeś coś wcześniej w sensie sportowym ?
Tak. Grałem w piłkę nożną w miejscowym Huragan – Proboszczów – to B klasa. Dziś też lubię chodzić na mecze, popatrzeć jak grają. Na początku lipca zgodziłem się nawet zagrać turniej o puchar wójta gminy Pielgrzymka. Strzeliłem dwie bardzo ważne bramki. Rozegraliśmy 6 meczy, zajmując ostatecznie drugie miejsce, odpadając w finale po rzutach karnych. Chłopaki namawiają mnie, żebym wrócił do gry w piłkę. Gra mi się naprawdę luźno, to niesamowite, mam taką przestrzeń, taką przewagę nad innymi zawodnikami w sensie motorycznym. Technika jest taka sobie, ale motorycznie czuję się świetnie – to mój atut. Uwielbiam grać na prawej pomocy przy linii, potrafię biegać całe 90 minut od jednej do drugiej bramki. Tyle, że jest bardzo duże ryzyko kontuzji, kopanie po nogach, ścięgna Achillesa obrywają najbardziej.
Pracowałeś już w straży kiedy zacząłeś biegać ? Z tego co wiem, w służbach mundurowych jest chyba wewnętrzna presja, żeby się ruszać ?
Tak. Po około 5 miesiącach pracy w straży zacząłem się ruszać – biegać. Raz do roku mamy testy sprawności fizycznej. Najpierw jest próba harwardzka to znaczy przez 5 minut wchodzi się na 40 cm stopień - to typowa próba wydolnościowa, następnie mierzy się tętno po 1, 3 i 5 minutach. Można sprawdzić, jak szybko się regeneruje organizm. Tydzień po tym mamy podciąganie na drążku i bieg na 50 i 1000 metrów. Jesteś po AWF, więc chyba nie miałeś nigdy problemów z zaliczeniem takiego testu? Tak, ale zanim zacząłem trenować zaliczałem go na 80%, a teraz zawsze na 100%.
Czyli zawodowo wystarczało Ci, zanim zacząłeś trenować bieganie. Musiał być jakiś inny bodziec, który pociągnął Cię do tego sportu?
Jak wspomniałem wcześniej, przez przypadek wystartowałem w Guchołazach - wyszło jak wyszło i z Komendy Wojewódzkiej zabrali mnie do Poznania. Biegało się wokół Malty, to był bieg towarzyszący imprezie głównej, czyli Maratonowi Poznańskiemu. Tam miałem być zawodnikiem rezerwowym. Pięciu zawodników z największym doświadczeniem z Dolnego Śląska miało punktować. Okazało się, że ja z tej reprezentacji przybiegłem jako drugi. Stałem się liderem i jednocześnie kierownikiem reprezentacji Dolnego Śląska i tak jest do dzisiaj.
Przygotowywałeś się jakoś do tych startów ?
Zdarzyło mi się 8-10 razy pobiec na Ostrzycę, ale raczej tak obcować z przyrodą. Między Guchołazami a Poznaniem był tylko miesiąc czasu. Kiedy przeniosłeś się ze złotoryjskiej straży do jeleniogórskiej?W 2011 roku. Odejście było dla mnie ciężką decyzją, która jeszcze do dziś we mnie siedzi. Miałem wiele opcji wyboru: Wrocław, Jawor, Legnica, Lwówek Śląski i inne. Wybrałem Jelenią Górę i uważam, że tak jest dobrze. Miałem też propozycję, żeby zostać w szkole aspirantów w Krakowie, jako wykładowca i objąć Katedrę Wychowania Fizycznego. To był rok 2009, ale po namowie osób z mojej komendy zostałem. Wtedy bardzo się nad tym zastanawiałem, ale dzisiaj się cieszę, że zostałem. Liczba twoich trofeów jest rzeczywiście imponująca, następnych już nie będziesz miał gdzie postawić.Tu nie mam na wszystkie miejsca a z szacunku dla organizatorów zawsze zabieram je ze sobą. Nie chcę też upychać ich byle gdzie.
Które z osiągnięć uważasz za najważniejsze? Z których jesteś szczególnie dumny?
Igrzyska służb mundurowych w Vancouver w 2009, brązowy medal w chodzie i złoty medal w biegach górskich, taki cross country na 10 km. Miałem nawet spotkanie z konsulem generalnym w Vancouver. Najfajniejsze w tym całym bieganiu jest to, że gdzieś mogę pojechać i coś zobaczyć. Dzięki temu byłem już czwarty raz w Paryżu, biegałem w Portugali, we Włoszech, na Ukrainie (sztafetę pokoju i przyjaźni), i w wielu, wielu fajnych miejscach w Polsce. Mam nagrody z mistrzostw Europy, które są ze złota. Włosi specjalizują się w tym, że nie dają medali za ukończenie biegu, ale czołówka dostaje prawdziwe 24 karatowe złoto. Mam trochę takich „medaliczków”, nawet za pechowe czwarte miejsce, ale jest też srebrny. Tych blaszek mam w sumie 6. Fajny jest też medal z prawdziwego kryształu.
Myślałem, że wynik na królewskim dystansie jest dla Ciebie najcenniejszy?
No tak w 2011, maraton w Dębnie i rekord życiowy 2:33:02. I powiem szczerze, że miałem jeszcze bardzo duży luz. Przybiegłem w ogóle nie zmęczony i jeszcze pobiegłem do auta, które było oddalone o 2 kilometry. Organizatorzy kazali mi w ciągu pół godziny dostarczyć dowód osobisty, bo miałem kontrolę antydopingową. Z tym wynikiem byłbym teraz czwarty we Wrocławiu i w Krakowie. Rok później pobiegłem o minutę gorzej w Krakowie zająłem znakomite 6 miejsce, ale wynik mnie nie satysfakcjonował. A maraton wrocławski w tym roku to już totalna porażka. Właściwie niepotrzebnie wystartowałem. Żeby zrobić wynik w maratonie, to trzeba się troszeczkę przygotować, pokonać trochę ciężkich treningów i jak się temu sprosta, można stanąć na starcie. A ja pobiegłem tak z „marszu” i byłem 8. Za to drugie miejsce drużynowo OLAWS Złotoryja to był największy pozytyw tego maratonu.
Jak dużo czasu poświęcasz na trening?
2-3 godziny na dobę. Dla przykładu 15 stycznia resetowałem zegarek i tylko na tym zegarku biegałem do dzisiaj. Mamy 3347 km i 242 godziny. To jest kilometraż, który zrobiłem przez 10 miesięcy tylko biegając.
Interesuje jeszcze bardzo Twoja dieta.
Można powiedzieć, że nie znam smaku chipsów ani frytek. Od pięciu lat ich nie jem i myślę, że dużo nie tracę. Oduczyłem się smarowania pieczywa. Wiele razy koledzy z pracy przyjmowali to z uśmieszkiem i próbowali mnie częstować. Jeżeli chodzi o obiady to Justynka, moja mama i koledzy w pracy wiedzą, że nie jem nic smażonego na głębokim oleju - staram się tego unikać. Teraz jestem w okresie roztrenowania, dlatego mogłem zjeść wczoraj golonkę. To miało być takie uwieńczenie sezonu, coś o czym marzyłem cały rok. Już po kilku kęsach zaczęło mi być tak dziwnie. Zjadłem, ale spodziewałem się, że będzie mi smakowało bardziej. Organizm ludzki jest tak skonstruowany, że potrafi zaadoptować się do różnych warunków. W Norwegii nie ma słońca i też można się przyzwyczaić. Podobnie po kilku latach w Afryce, wysokie temperatury stają się normalne. U nas jest fantastycznie, bo mamy wszystkiego po trochę. Tak samo organizm reaguje na jedzenie. Jeżeli przyzwyczai się do tłustych pączków, frytek i chipsów to po delikatnym twarożku ze szczypiorkiem też będzie się czuł dziwnie.
Jak dużo kosztuje Cię Twoja pasja?
Na początku dużo więcej. Dziś mogę nawet z tego mieć zysk. W ciągu roku około 2 pary butów, wyjazdy, opłaty startowe, jakieś suplementy diety typu – witaminy, napoje izotoniczne zwłaszcza elektrolity.
Zakładam, że jak nie trenowałeś, czyli przed 2008 rokiem, odżywiałeś się inaczej, pewnie taniej. O ile więcej teraz wydajesz na żywność lepszą jakościowo?
Stanowczo więcej. Wtedy było byle co, byle jak, szybko. Teraz analizuję, co jem. Nie są to jakieś specjalnie drogie rzeczy, ale jest różnica, bo jedzenie to moje paliwo. Traktuję to jako inwestycję. Na byle jakim paliwie daleko się nie zajedzie. Czy to prawda, że mogłeś biegać w Grunwald Poznań? Dlaczego się nie zdecydowałeś?Przeraziły mnie te nazwiska. Byłbym pod okiem Gajdusa, byłego rekordzisty Polski w maratonie. Nie wiem jak by to miało wyglądać. Poznałem go wraz z ekipą, będąc na obozie w Szklarskiej Porębie. Oni mają specjalny sprzęt, którym mierzą kwas mlekowy i inne parametry, dostęp do hali, wszystko pod okiem trenera. To prawdziwy obóz. Ja nigdy w zasadzie nie miałem trenera. Chociaż kiedyś przed moim debiutem w maratonie ostatnie trzy tygodnie pomagał mi w treningach Marcin Rabenda. Gdybym miał się zdecydować na trenera, to wolałbym kogoś takiego, z mojego środowiska i na moim poziomie, niż osobę, która ma taki „przemiał” zawodników. Wydaje mi się, że albo spełniasz to, co oni do ciebie mówią, startujesz gdzie ci każą, albo nie mają dla Ciebie czasu. Brak indywidualnego podejścia. Gdybym miał taką możliwość, to współpracowałbym z Marcinem, jego stawiam na pierwszym miejscu. Dlatego nie bardzo mnie ciągnie do jakichś klubów. Biegam głównie dla siebie.
To jest szansa, że będziesz biegał dalej z OLAWSEM Złotoryja?
Tak bo lubię ludzi pełnych życia i energii ze zdrowym podejściem do biegania. Tu nie ma niezdrowej rywalizacji i wyników za wszelką cenę.
Czy standardy zawodowe wymagają takiej formy jaką Ty prezentujesz?
Na przykład nauczyciel w-f dba o wagę, bo czułby się niewiarygodnie, gdyby był przy kości. Czy podobnie jest u strażaków? Moim zdaniem powinniśmy być gotowi na wszystko. Ta gotowość wiąże się ze sprawnością intelektualną i fizyczną. Te dwie rzeczy trzeba połączyć ze sobą, one muszą grać. Nie można być kamikadze tzn. wskoczyć w ogień i ratować pieska czy kotka. Nie może też być sytuacji, w której na 10 piętrze jest osoba potrzebująca pomocy a strażak pokonując 3 czy 4 piętro sam zaczyna potrzebować pomocy. W strefie niebezpiecznej zawsze pracujemy w tzw. rocie czyli minimum dwóch strażaków. Wówczas taka osoba jest balastem. Reszty nie muszę dopowiadać. Dlatego jak najbardziej strażak powinien mieć zdolność fizyczną, psychomotoryczną i intelektualną na bardzo wysokim poziomie.
Pamiętasz jakąś śmieszna historię związaną z bieganiem ?
Raz w kategorii wiekowej byłem drugi i dostałem depilator damski. Coś jak z tą lampą kwarcową do opalania, którą wylosował czarnoskóry zawodnik z Kenii.