Finanse oświaty
Poszerzając wątek złotoryjskiej oświaty warto sięgnąć do danych statystycznych zebranych w Bazie Danych Lokalnych Głównego Urzędu Statystycznego. Dokonałem porównania 7 jednostek samorządu terytorialnego o w miarę podobnym potencjale, skupionych w południowo-zachodniej części Dolnego Śląska. Sześć z nich to miasta, jedna to gmina miejsko-wiejska.
W bazie znajdują się dane od 1995 do 2012 r. dla wydatków na oświatę i wychowanie. Niestety dane te dotyczą wszystkich wydatków, w tym również inwestycyjnych, co ma tę wadę, że w danym roku, lub w okresie paru lat może nieco fałszować obraz, ile dana gmina wydaje pieniędzy na bieżące utrzymanie oświaty. Dopiero od 2008 roku GUS rozdziela wydatki majątkowe i bieżące. Z pobieżnej jednak analizy poziomu wydatków, wynika jednak, że nie powinno to zamazywać całego obrazu. Dla większej przejrzystości zajmijmy się okresem od 2001 r.
A więc na początek, jak gminy wydatkowały środki w kolejnych latach? Logiczne jest, że ci, co mają najwięcej mieszkańców, a tym samym najwięcej dzieci i młodzieży w wieku szkolnym – powinni wydatkować najwięcej. Z tendencji tej na minus wyłamuje się Kamienna Góra, a na plus Chojnów.
Żeby to jednak w jakiś sposób porównać, warto sprowadzić wydatki na oświatę do wspólnego mianownika, którym może być np. wartość wydatków na jednego mieszkańca. Przy czym liczba mieszkańców jest zmienna dla poszczególnych lat.
I cóż się okazuje? Bezsprzecznym liderem jest w tym zestawieniu Chojnów. Duże wahania w 2009 i 2010 roku, mogą świadczyć o inwestycjach. Generalnie jednak wartość wydatków na oświatę na poziomie dziewięćset złotych w przeliczeniu na jednego mieszkańca należy chyba uznać jako typową. Dlatego też jako niepokojąco niski jawi się poziom wydatków w Złotoryi. Są dwie możliwości, albo Złotoryja ma rzeczywiście tak niskie koszty edukacji związane np. ze znakomitą organizacją szkolnictwa, albo też po prostu oszczędza na szkołach. Po owocach ich poznacie, więc najlepiej byłoby zestawić te dane z wynikami egzaminów zarówno szóstoklasistów jak i gimnazjalistów. To jednak zostawiam jakiemuś nauczycielowi.
Wracając jeszcze na chwilę do powyższej tabeli, warto zauważyć, że gminy w 2001 roku miały w zasadzie porównywalne wydatki na oświatę w przeliczeniu na jednego mieszkańca. Różnica pomiędzy Kamienną Górą, gdzie wydatkowano 340 zł a Chojnowem, gdzie ta wartość dobiła do 492 zł to 152 zł. Obecnie różnica między Złotoryją, a Chojnowem to 428 zł, pomiędzy Złotoryją a Jaworem to 217 zł. Wynika z tego, że nożyce się rozwierają.
Gdyby Złotoryja chciała dorównać pod względem wydatków w przeliczeniu na jednego mieszkańca Jaworowi, to musiałaby zwiększyć w sumie wydatki o 217 zł * 16 167 mieszkańców czyli o przeszło 3 mln 500 tys. złotych.
A może po prostu Jawor jest taki bogaty?
No to porównajmy budżety. Żeby uniknąć zawirowań krótkookresowych weźmy średnią z lat 2008-2012.
Okazuje się, że dochody budżetowe w przeliczeniu na jednego mieszkańca mamy najlepsze w tym zestawieniu. Natomiast zdecydowanie mamy najmniejszy udział wydatków na oświatę w budżecie gminy.
A teraz trochę złośliwości. Zobaczmy ile te gminy wydają na administrację publiczną. Żeby już nie zanudzać, sprowadźmy to od razu do wydatków na jednego mieszkańca.
Wychodzi na to, że Złotoryja od 2001 roku utrzymywała się w ścisłej czołówce, jeżeli chodzi o koszty utrzymania administracji publicznej.
Gdyby tak zredukować te koszty do poziomu Lwówka Śląskiego, czy choćby Jawora, mielibyśmy ponad 1 mln 600 tys. złotych oszczędności. A gdybyśmy tak poszli dalej, do poziomu Boguszowa Gorce, które to miasto ma prawie dokładnie tylu samo mieszkańców co Złotoryja, okazałoby się, że mamy już prawie 2 mln 200 tys. złotych. Gdyby do tego jeszcze uwzględnić koszty obsługi naszego blisko 30 mln. zadłużenia… Bo nawet jeżeli złotoryjskim szkołom nie doskwiera brak pieniędzy, jeżeli w złotoryjskiej oświacie wszystko jest w porządku, to warto się zastanowić, czy aby pieniądze z miejskiego budżetu nie wydawane są zbyt lekką ręką.