Profesor rodem ze Złotoryi
W październiku ubiegłego roku prezydent Komorowski wręczał nominacje profesorom – między innymi Jerzemu Dryzkowi profesorowi nauk fizycznych Instytutu Fizyki Jądrowej Polskiej Akademii Nauk w Krakowie – rodem ze Złotoryi. O tym jak się wychowuje profesora opowiada mama pana profesora Jerzego Dryzka.
Od małego dziecka zabawki go nie interesowały tylko książki. Jak poszedł do pierwszej klasy, do szkoły koło kościoła, to nauczycielka, na pewno pani profesor, bo była starsza, powiedziała, że z niego będzie wielki naukowiec. Później jak wybudowali nową szkołę to poszedł tam i jego wychowawczynią była pani Piętok. Pani Janiszewska uczyła Jurka matematyki.
Co mogę o nim powiedzieć? Prymus, prymus od pierwszej klasy. Dziecko bez problemów, kolegom dawał korepetycje. Nie latał nie urwisował. Kiedy odrabiał lekcje, koledzy wołali “Jurek, Jurek”. To mówię idź na podwórko, bo koledzy cię wołają, a on odpowiada – co to za mama, że dziecku nie da się pouczyć.
Takie dziecko nie pojawia się ot tak. Wzięłam prace chałupniczą, żeby żłobek i przedszkole nie wychowywało moich dzieci. Posłałam na grę na skrzypcach. Jak poszedł na studia to było mi bardzo ciężko. Powoli się przyzwyczajałam do jego nieobecności.
Jak trafił do Krakowa? W Liceum uczył się bardzo dobrze. Pani Kopczak była jego wychowawczynią, pan Kopczak uczył go fizyki. Startował w wielu olimpiadach naukowych z sukcesem. Dzięki temu miał wstęp bez egzaminów na uczelnie. Wybrał Kraków. Tam studiował dwa kierunki jeden na Akademii Górniczo Hutniczej i drugi na Uniwersytecie Jagiellońskim – fizykę.
Po studiach musiał odbyć służbę wojskową. Ten czas przeżyłam bardzo mocno. Opowiadał, że na co dzień używano kubków blaszanych, których Jurek nienawidził. Kupił normalny porcelanowy kubek. Podczas apelu przełożony zdeptał mu ten kubek w obecności innych. W szafce miał książki – co wyjechał na przepustkę to przenosili go do innej sali i książek nie mógł odnaleźć. Nawet przyjechali do domu aby jego szafkę skontrolować. Bali się, że fizyk coś kombinuje, żeby jakieś bomby nie zrobił. Trochę sam sobie był winien bo nie chciał się podporządkować. Po różnych wykładach mówiono, że wszyscy mogą zadawać pytania oprócz Dryzka.
Szczęśliwie obronił doktorat i zaraz wysyłali go do Niemiec i innych krajów. Najgorsza to była Japonia, bałam się, że nie wróci. Co tam robił – nie wiem, chyba coś z atomem.
Jestem bardzo dumna z tego, że prezydent wręczał Jurkowi nominację na profesora i chciałam podziękować jego nauczycielom.