Drogi kandydacie, jesteś odważny?
W niedzielę eurowybory. Nie jestem szczególnie zainteresowany ich wynikiem oraz nie śledzę również kampanii wyborczej kandydatów. Jednak nawet przy tym wszystkich do mojej głowy trafił dość ciekawy pomysł jednego z kandydatów.
Za taki pomysł uznałem podpisanie "weksla publicznego". Chodzi o to, że jak kandydat zagłosuje np. za podniesieniem podatków, to każdy wyborca będzie mógł zażądać od niego kilku tysięcy złotych. Nie wiem czy w świetle prawa ma to jakąś wartość... Pewnie nie ma żadnej, bo jak udowodnić, że głosowało się na pana X? Ot, najpewniej pijarowa zagrywka!
Jednak i w tym wszystkim może jest... jakiś pomysł? Jestem przeciwnikiem pustych wyborczych obietnic bez pokrycia i bez postawienia czegoś na szali. Kłamstwo wyborcze? Hipokryzja kandydata? Za dużo tego dookoła nas w każdej dziedzinie życia. Jednak są wartości szlachetne, które są ważniejsze niż ten cały weksel, np. powołanie się na honor.
Dajmy na to sprawy oświaty bliskie części mieszkańców Złotoryi. Czy z czyichkolwiek ust padnie jasna deklaracja typu "Sprawy oświaty są mi bardzo bliskie. Jeżeli zagłosuję za decyzją, której przewidywaną konsekwencją będzie likwidacja szkoły, to przysięgam na mój honor, że zrzeknę się mandatu". W takiej sytuacji polityk, który skłamie, przy następnych wyborach powinien być spalony. Taka niespełniona deklaracja ma też konsekwencje w postaci olbrzymiego ryzyka utraty szacunku wśród wielu osób, z którymi się styka w życiu prywatnym.
Czy są odważni, którzy w jakiejkolwiek poważnej sprawie będą w stanie powziąć taką deklarację przed listopadowymi wyborami? Tym pytaniem chciałbym sprowokować część kandydatów, którzy naprawdę chcą coś dobrego zrobić dla innych, aby w ten właśnie sposób postąpili. Jeżeli usłyszycie jakąś atrakcyjną obietnicę, która was skusi, to zapytajcie, czy ktoś jest w stanie szafować własnym honorem składając taką deklarację...