Never-ending story czyli o złotoryjskich parkometrach słów kilka!
Od dawna wiadomo jak działają w naszym mieście parkometry. Zmotoryzowani niejednokrotnie mają problem z kupieniem biletu i obsługą tego skomplikowanego urządzenia. Dziś doświadczyłam tego po raz kolejny i nie mogę zrozumieć, dlaczego taki problem nie spotkał mnie w żadnym innym mieście w Polsce i za granicą.
Dziś nie chciał w żaden sposób współpracować parkometr numer 10. Najpierw bardzo długo myślał, następnie łyknął moją ciężko zapracowaną złotówkę , ale biletu nie wydał. Nie reagował ani na głos, ani naciskanie na przeznaczony do tego celu guziczek. Stwierdziłam więc, że nie będę próbować drugi raz i dziarskim krokiem udałam się do straży miejskiej.
Bardzo miły pan najpierw próbował przekonać mnie, że to niemożliwe, bo nikt inny się nie skarżył. Nie odpuściłam i zaproponowałam, żeby udał się tam ze mną i sam spróbował. Wtedy zawezwał przez radio strażników, żeby podjechali do rzeczonego parkometru. Treści całej rozmowy nie słyszałam, ale domyśliłam się, że za jakiś czas podjadą.
Cały czas upierałam się, żeby spisał moje dane, bo nie mam zamiaru płacić mandatu za brak biletu. Wtedy okazało się, że wina leży nie tylko po mojej stronie, ale także innych kierowców, którzy wciskają przycisk kluczykiem, a nie palcem. Być może tak jest faktycznie i przez to parkometr się psuje. Ja jednak nie poczuwam się do winy z tego powodu.
W końcu udało mi się wynegocjować spisanie moich danych i opuściłam budynek straży miejskiej. I pomyślałam: może to ja jestem taka pechowa, albo nie radzę sobie z obsługą parkometrów?Byłabym skłonna nawet w to uwierzyć, w końcu mam już swoje lata, gdyby nie fakt, że przydarza mi się to tylko w Złotoryi.