O pracy Przychodni w Złotoryi słów kilka.......
Sytuacja jest bardzo trudna. Lekarze przeciążeni pracą, pielęgniarki opadają z sił, ludzie chorują coraz liczniej, a system zwany służbą zdrowia nie daje rady. W tej sytuacji każdy ocenia działanie instytucji ze swojej perspektywy. I tak chciałabym zrobić i ja.
Zanim okazało się, że mój mąż potrzebuje pomocy, nasłuchałam się różnych rzeczy, najczęściej niepozytywnych. Wtedy myślałam: dobrze , że ja nie muszę z tego korzystać. Jednak zdarzyło się tak, że musiałam. Pierwsze podejście zakończyło się niepowodzeniem, bo ktoś pomylił numer telefonu i lekarz nie mógł się dodzwonić. Tu mam pretensje głównie do siebie, bo mogłam pięć razy sprawdzić, choć numer jest w bazie i lekarz również mógł to zrobić. Czekałam na wizytę i kiedy nic się nie zdarzyło, zadzwoniłam. Dodzwoniłam się po 10 minutach i jedna z pań rejestratorek (bardzo miła!) przepisała męża na dzień następny.
Pani doktor po kontakcie telefonicznym zdecydowała, że mąż musi przyjechać. W tym momencie chciałabym obalić mity o tym, że w naszej przychodni nie badają pacjentów! Podeszła do sprawy bardzo życzliwie i profesjonalnie. Mąż miał na miejscu zrobione badania, które dało się wykonać i skierowanie na kolejne, które wykonał następnego dnia.
Pani doktor wnikliwie analizowała sytuację i starała się pomóc w miarę możliwości. Nie czuliśmy się zbywani ani źle traktowani. W tym momencie podkreślam: panią doktor widziałam pierwszy raz w życiu i nie mam żadnych znajomości w przychodni.Wniosek stąd, że każdy jest traktowany tak samo. Nie piszę tego artykułu po to, aby się komuś przypodobać, bo i tak dawno podpadłam władzom przychodni.
Piszę dlatego, żeby ze swojego punktu widzenia, pokazać jak funkcjonuje przychodnia i obalić parę mitów, które pojawiają się na portalach społecznościowych. Zdaję sobie sprawę, że każdy ma swoje doświadczenia i przez ich pryzmat postrzega rzeczywistość, ale w tej sprawie- takie jest moje odczucie i moja opinia o pracy Przychodni Rejonowej w Złotoryi w czasie pandemii.