Z panteonu złotoryjskich biegaczy

Kocyła Piotr Fot. Archiwum własne
Kocyła Piotr

Chcielibyśmy bliżej przedstawić czytelnikom złotoryjanina, któremu bardzo zależy na popularyzacji biegania i aktywności ruchowej wśród społeczności lokalnej – jako zdrowego i aktywnego wypoczynku. Dzięki uprzejmości redakcji Echa Złotoryi zamieszczamy dziś wywiad z Prezesem OLAWS Złotoryja Piotrem Kocyłą.

Jak powstał OLAWS (Otwarta Liga Amatorów Wieloboju Sportowego) ? Słyszałem, że pierwowzór to zasługa starej gwardii.

Tak to prawda. W latach 80 – tych Józef Zatwardnicki prowadził wielobój OLDBOYA. To było dla mnie inspiracją, ale ja chciałem stworzyć coś większego, bardziej rozbudowanego, z określonymi zasadami i punktacją. Coś takiego, gdzie każdy odnajdzie swoją dyscyplinę i będzie mógł powalczyć. Coś, co pozwoli w przeciągu roku wyłonić najlepszego, najwszechstronniejszego. Po prostu Mistrza.

Kiedy wystartowała pierwsza edycja LIGI ?

W tym roku obchodzimy dziesięciolecie, więc łatwo obliczyć. Rozpoczęliśmy w sezonie 2003/2004, a dokładnie 2 grudnia 2003 roku z pierwszą konkurencją – Wielobojem Sprawnościowym.

Spodziewałeś się, że OLAWS odniesie taki sukces?

Nie. Chodziło mi raczej o to, żeby podnieść sprawność pracowników zakładu poprawczego, bo to specyficzna praca. Dodatkowo zintegrować się ze środowiskiem lokalnym, zaprosić do zabawy kolegów i koleżanki. Wiedziałem, że uprawiają różne sporty. I udało się. Na początku większość stanowili pracownicy: strażnicy, nauczyciele i wychowawcy. Z czasem zaczęli przychodzić ludzie z zewnątrz, nie tylko ze Złotoryi, ale i z Chojnowa, Legnicy, Pielgrzymki i Sępowa. Po dziesięciu latach z zakładu zostało nas tylko trzech.

Ja znam Cię jako skromnego człowieka, więc raczej tego nie potwierdzisz, ale OLAWS = Piotr Kocyła. Mam nadzieję, że koledzy mi wybaczą. Wiem po prostu, że albo jest lider, który bierze cały ciężar na siebie, albo inicjatywa jest efemerydą jednego sezonu.

Organizacyjnie to może i tak, ale OLAWS to są wszyscy uczestnicy. Gdyby ich nie było, to nie byłoby ani Ligi ani Klubu.

To może spytam, jak dużo czasu poświęcasz na organizację OLAWSa ?

Organizacja OLAWSa – to przede wszystkim zaplanowanie, przygotowanie i przeprowadzenie imprez a także to, co pochłania bardzo dużo czasu, prowadzenie strony www, pisanie newsów i prowadzenie statystyk. Żeby przygotować newsa, czyli to, że ktoś gdzieś startował, albo napisać jakiś artykuł, to najpierw trzeba to sprawdzić i zweryfikować. Jak mi ktoś o tym mówi, to jest dla mnie tylko sygnał. Trzeba znaleźć stronę organizatora i zobaczyć oficjalne wyniki, tak żeby to było wiarygodne. Jeśli chcę coś wpisać do naszej księgi rekordów, to muszą być na to dowody. Dodatkowo muszę zdobyć zdjęcie. Następnie umieszczam to na stronie zakładowej, klubowej, zlotoryja.info i innych. Z reguły zajmuje to około dwie godziny. Ludzi, którzy biegają pod szyldem OLAWS Złotoryja jest coraz więcej, zatem co drugi dzień trzeba coś opracować.

Któregoś razu bardzo mnie zaskoczyłeś, bo mój wynik z maratonu pamiętałeś lepiej niż ja.

Tak? W 2010 podczas wakacji wpadłem na pomysł, żeby zaszeregować wszystkich biegaczy ze Złotoryi, zrobić taką tabelę rekordów. A że mój kolega Henryk Florczak startował już w latach osiemdziesiątych, stwierdziłem, że muszę się cofnąć praktycznie do samego początku tj. do wyników pierwszych maratonów organizowanych w Polsce, czyli do Maratonu Pokoju, który odbył się w 1979 w Warszawie. Odnajdywałem i analizowałem takie zestawienia. Wyszukiwałem złotoryjan, spisywałem ich czasy, daty i miejsca startów i uporządkowywałem to. Przewertowanie wszystkich maratonów, jakie odbyły się od 1979 roku zajęło mi prawie cztery miesiące.

Czyli masz także wkład w dokumentowanie historii sportu naszego regionu. Która z dyscyplin była najbliższa twojemu sercu, kiedy ruszyła liga?

Ja się wywodzę z ciężarów. Jako junior uprawiałem rzut młotem (V miejsce w Mistrzostwach Polski). Ciężary to było całe moje życie. Sporty siłowe, pompki, drążek, czyli to, co wprowadziłem też do OLAWSa. Z czasem polubiłem bardzo kolarstwo. Po drugim czy trzecim sezonie udało mi się namówić kolegów, aby także znalazło się w Lidze. W końcu rozsmakowałem się w dyscyplinie, której bardzo nie lubiłem tj. w bieganiu. Można powiedzieć, że uzależniłem się od biegania. Nie robiłem super wyników, ale jak na osobę, która nie cierpiała biegać i sporo ważyła, samo przebiegnięcie półmaratonu czy później maratonu (42 km 195 metrów) było nie lada wyczynem.

Spodziewałeś się, że bieganie zdominuje inne dyscypliny? Dziś OLAWS to głównie biegacze.

Właśnie. W ogóle się nie spodziewałem. A już na pewno nigdy nie przypuszczałem, że zawodnicy będą mieli takie wyniki. To zwykli ludzie, którzy mają rodziny, pracę i obowiązki a po pracy przekształcają się w zaawansowanych biegaczy. Może mieli coś wspólnego ze sportem w młodości, ale później długo nic nie robili. Mimo wielu obowiązków trenują ciężko jak zawodowcy i osiągają wyniki zbliżone do czołowych zawodników w Polsce.

Kogo byś tu wymienił?

Oj można by długo wymieniać, ale rozumiem, że muszę wybrać tylko kilku. Robert Kuriata, który ze zwykłego inżyniera stał się maratończykiem biegającym 5, 6 maratonów rocznie – zawodowcy biegają góra 3. Tomasz Szpiter, który kompletnie nic wcześniej nie robił. Za to teraz, robi wszystko: maratony biegowe, kolarskie, nordic walking, narty, triatlon… No i zrobił to, czym na razie tylko dwie osoby ze Złotoryi mogą się pochwalić (on i Marcin Rabenda). Zrobił IRONMANA (3,8 km – pływanie, 180 km – rower 42,2 km – bieganie). Adam Skórka, biegacz-maratończyk, jest chyba najczęściej widywanym biegaczem w Złotoryi. Warto też wspomnieć o wszystkich, którzy podjęli się zdobycia odznaki korony maratonów polskich, czyli przebiegnięcia pięciu najważniejszych maratonów w Polsce, które trzeba zaliczyć w ciągu dwóch lat.

A Maciek Dawidziuk? On jest najlepszy?

To był dla mnie zawsze zawodnik, którego postrzegałem jako zawodowca. Człowiek, który od małego uprawiał sport. On do nas dołączył już jako „zawodowiec”. Chciał nas reprezentować, promować klub, miasto i chwała mu za to, że jest z nami i dalej biega jako OLAWS. Maciek miał kilka innych propozycji, ale postanowił zostać z nami.

Dalsza część wywiadu wkrótce.



Paweł Macuga
To pole jest wymagane
To pole jest wymagane
captcha To pole jest wymagane

Udowodnij ,że nie jesteś robotem, podaj wynik powyższego działania.